Dominika
z Grześkiem mieli poletko, na którym uprawiali zboże. Nie wiadomo gdzie
dokładnie znajdowało się poletko, ale zapewne było to gdzieś niedaleko polany z piecem (takim starym, dużym, jak w domu przy lawendowym polu), w którym co
noc Dominika i Grzesiek wypiekali ciastka. To były najprawdziwsze
zbożowe ciastka, ciepłe, pachnące i kruche. Zamiast jednak do żołądków, prosto
z pieca trafiały "do nieba", stając się gwiazdami z konstelacji Księżycowych
Schodów. Polana znajdowała się bardzo wysoko w skałach, a stąd niebo było już na wyciągnięcie ręki,
dlatego nowe gwiazdy można było na nim wieszać bez problemu. Wybieraliśmy się tam każdej nocy, wędrując z plecakami zarośniętą, stromą ścieżką. Dotarcie do nieba zakładało pokonanie sporej wysokości, ale możliwość zasilenia go własnoręcznie
upieczonymi gwiazdami stanowiła nagrodę wartą wysiłku. Widok z góry był rewelacyjny. I za każdym razem nieco inny, bo w Księżycowych
Schodach co noc przybywało nowych gwiazd… Nawet mimo tego,
że Franek trochę podjadał :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz